wtorek, 22 sierpnia 2017

Trudne relacje z Japończykami - jak je zbudować i utrzymać? cz. 1




Podczas pisania artykułu na http://yoshida-story.jp/

Już jakiś czas myślałam o napisaniu tego posta, bo relacje z Japończykami sprawiają problemy praktycznie wszystkim. Pracowałam i przyjaźniła się z Japończykami. Wśród moich znajomych podczas rocznego pobytu w Japonii nie było ani jednego obcokrajowca. Tylko jedna Japonka mówiła płynnie po angielsku (na zdjęciu powyżej). Ponadto, jestem w związku z Japończykiem.
Zdecydowałam się więc napisać kilka słów o tym, jak JA budowałam relacje z mieszkańcami Kraju Kwitnącej Wiśni.
Festiwal zamku Koyama w Yoshida, pref. Shizuoka
Jak wszystkie artykuły na tym blogu, ten również napisany jest w oparciu o doświadczenie zebrane przez cztery lata styczności z kulturą japońską, a przede wszystkim rok mieszkania w Japonii.
Nauka ceremonii parzenia herbaty
Japończycy są narodem kolektywnym, należy o tym pamiętać przez cały okres swojego pobytu w Japonii - tym krajem rządzi bardzo dużo norm kulturowych i społecznych, wyznaczających rytm codzienności. Przyjęte są określone zachowania, wypowiedzi.
Nie oznacza to, że celem obcokrajowca powinno być stanie się (dziwnym) Japończykiem. Wręcz przeciwnie. Każdy z Nas ma swoją tożsamość narodową, wzorce kulturowe i zasady, których należy się trzymać.
Jadąc do Japonii, czy jakiegokolwiek innego kraju, powinniśmy po prostu pamiętać, że jesteśmy gośćmi i tak jak nie życzymy sobie, by ktoś narzucał nam swoje zasady w naszym domu, tak i inni tego nie chcą w swoim.

Kluczem jest znalezienie równowagi pomiędzy szanowaniem (jakiejkolwiek) obcej kultury i swoją tożsamością narodową.

Grzeczność, dystans, pokora i ciekawość

W tych czterech słowach zawarta jest esencja mojego podejście do kontaktów z Japończykami, a także życia w Japonii. W tym i kolejnych trzech postach opiszę, co kryje się pod konkretnym słowem, a także podam przykłady ze swojego pobytu i zamieszczę zdjęcia.

Na obiedzie z moją host family (po prawej) poznaną trzy lata temu.
Kontakt mamy do dziś.
Bardzo wielu Japończyków w wieku 60+ jest zainteresowanych wymianą międzynarodową. Dlaczego? 
Czas. Jego brak to jeden z powodów, dla którego młodzi i w średnim wieku Japończycy nie angażują się w zacieśnianie więzi z innymi narodowościami.
Seniorzy w Japonii są bardzo aktywni i zwykle mają dużo wolnego. Na pewno wielu z Was widziało japońskie wycieczki osób w wieku emerytalnym w Polsce (i nie tylko). W Japonii starsi organizują sobie wspólnie poranne gry i ćwiczenia (tzw. ラジオ体操 らじおたいそう rajiotaisou), a także uczą się i kultywują miejscową tradycję, podróżują.
Z nimi więc można spędzić dużo czasu, a także nauczyć się "wszystkiego, co japońskie"(w moim przypadku robienie makaronu soba, gra na japońskiej harfie - koto, ceremonia parzenia herbaty.

Po roku mieszkania w Japonii zapytałam moją drugą połowę, czy jest coś, co sprawiło, że Japończycy chcieli ze mną przebywać, czy miałam po prostu szczęście do miłych ludzi. Poza tym, że byli ciekawi obcokrajowca, mówiącego po japońsku, stwierdził, że grzeczność jest to cechą, która ośmiela japończyków.

Grzeczność jest tym co pozwala zaskarbić sobie ich sympatię.
Uprzejmość można zaobserwować w codziennych relacjach między samymi Japończykami. Na świecie postrzegani są przecież, jako jeden z narodów cechujących się bardzo wysokim poziomem kultury.
Pisząc o uprzejmości obcokrajowca w Japonii, nie myślę tutaj o porozumiewaniu się w języku honoryfikatywnym (należy pamiętać, że wyraża on Nasz szacunek, ale także dystans do drugiej osoby!), który jest bardzo trudny. Wielu rodowitych mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni nie potrafi się nim posługiwać. Od przyjaciółki (na zdjęciu na samej górze postu), która była stewardessą dowiedziałam, że błędy występują często podczas używania w rozmowie jednocześnie języka uniżającego nas i wywyższającego rozmówcę. W pewnym momencie niektórzy zaczynają mówić również o sobie w formie honoryfikatywnej.

Czymś co jest, wydaje mi się, dużo bardziej istotne są drobne upominki (które świadczą, że pamiętamy o tych osobach), listy, maile, odwiedziny (nawet na pół godziny, tzw. 顔を出す かおをだす kao o dasu), chęć pomocy w domowych czynnościach (jeśli nas zaproszą do siebie) i szeroki uśmiech.
Japończycy uważają, że obarczanie innych swoimi uczuciami, szczególnie negatywnymi, jest po prostu niegrzeczne. Nadal żywe jest 建て前 (たてまえ tatemae), czyli to, co pokazujemy przed innymi ludźmi oraz 本音 (ほんね honne) - prawdziwe emocje, to co rzeczywiście czujemy. Warto więc, jeśli coś nam się nie podoba lub niezbyt nam smakuje, zacisnąć zęby i podziękować za trud włożony w przygotowania. Starsi ludzie często poświęcają dużo wysiłku i czasu by nas poczęstować czymś, czego prawdopodobnie nie jedliśmy albo zorganizować wycieczkę, w ważne miejsce danego regionu. Nie bójmy się wyrazić naszej wdzięczności. Jesteśmy narodem pełnym sprzecznych emocji. Głośny zachwyt nie jest niczym nieodpowiednim! Nawet dla nich wyrażone głośno, ale pozytywne emocje są czymś miłym. Cieszy również to, że obcokrajowcom podoba się ich kultura, z której są bardzo dumni.

Nauka robienia makaronu gryczanego - soba.
Mój nauczyciel przyjechał do Polski 4 miesiące po moim wyjeździe z Japonii.


Japończycy zwykle bardzo przygotowują się do przedsięwzięć, w których zgłosili swój udział. Nic nie pozostawiają przypadkowi. Ich radość, zaangażowanie i determinacja, by pokazać nam wszystko, co ich kraj ma do zaoferowania może bywać... męcząca. Zwłaszcza, mając jet-laga. I jeśli nie jesteśmy już w stanie utrzymać uśmiechów na twarzy... powiedzmy im to szczerze. Delikatnie, kulturalnie, ale szczerze. W odpowiednim momencie. Myślę, że to zrozumieją.
Z mojego doświadczenia wiem, że przebywanie z Japończykami może być bardzo zajmujące, niekiedy wręcz nie ma chwili wytchnienia. Byłam jednak niezmordowana w robieniu notatek, zdjęć i zadawaniu bardzo szczegółowych pytań. W restauracji próbowałam płacić za siebie, jednak gdy nie było to możliwe - dziękowałam, starając się nie robić dookoła zamieszania.

Wszystko, co napisałam powyżej nie jest niczym nowym, nadzwyczajnym. W Polsce również kierujemy się dobrymi manierami, o ile jednak tutaj jesteśmy w stanie wybaczyć drobne wpadki, niegrzeczną odpowiedź czy też epatowanie swoim niezadowoleniem z powodu, na przykład bólu zęba, to w Japonii jest z tym dużo trudniej. Japończycy nie są ludźmi, którzy będą się kłócić albo dopytywać co, jest powodem naszej złości.
Po zakończonej wycieczce, mogą po prostu przestać utrzymywać kontakt.

🎌W kolejnym poście o "dystansie" w codziennych relacjach z Japończykami.

czwartek, 10 sierpnia 2017

Moje życie w Japonii w cyferkach - miesięczne koszty życia.


Budżet - Co ile kosztuje? Praca na pół etatu wystarczy? Czynsz? Bilet na shinkansen?

Sporo osób zadaje mi pytania dotyczące tego, jak i czy byłam w stanie poradzić sobie finansowo w Japonii. Dla uporządkowania własnych wydatków, już w trzecim miesiącu mojego pobytu zaczęłam prowadzić "domowe finanse".

Przedstawiając Wam tutaj własne finanse, tym samym podsumuję rok życia w Kraju Kwitnącej Wiśni, już po powrocie do Polski.

Kilka informacji:
☆ Mieszkałam w małym mieście Yaizu, niepodal Shizuoki.
☆ Sama wynajmowałam mieszkanie, tj. musiałam zapłacić "bezzwrotny depozyt", czynsz, media.
☆ W tym samym mieście mieszka rodzina mojego chłopaka - miałam wsparcie.

Zacznijmy od czynszu. Pokój połączony z kuchnią, łazienka (w tym wanna) pokój z matą tatami i balkon. Do tego umeblowanie: pralka, lodówka, odkurzacz, telewizor plazmowy, klimatyzacja, stolik, łóżko (po co do mat tatami? nie wiem) i kanapa. W sumie około 20 metrów kwadratowych.
Jak na japońskie standardy mieszkań wynajmowanych - bardzo dobre. I relatywnie tanie - 43 000 jenów.
⚑ dopiero na miejscu dowiedziałam się, że o ile u Nas przelewy są darmowe (lub też bardzo tanie) to w Japonii za pobieranie z mojego konta należności za czynsz, doliczano co miesiąc 950 jenów (czyli ponad 32 złote).

Poniżej zdjęcia mojego mieszkania zanim się do niego wprowadziłam wprowadziłam. Widoczne na zdjęciach wyposażenie otrzymałam w cenie czynszu i bezzwrotnego depozytu 礼金(れいきん, reikin, z ang. "non-refundable deposit"). 

Mata tatami i łóżko?
I niestety nie mogłam poprosić o jego wyniesienie...


W kuchni miałam mikrofalę, ale nie miałam kuchenki.
Na zdjęciu, przy najbliższym blacie (po prawej stronie) są zawory z gazem,
do których można podłączyć kuchenkę.


Telewizor, odkurzacz, klimatyzacja



Wanna i prysznic oddzielnie od toalety



Miesięczne rachunki, czyli media
 Za wodę płaciłam co miesiąc około 2 000 yenów (rachunki przychodziły co dwa miesiące).
Rachunek za wodę za dwa miesiące.

Za gaz płaciłam 1 700 - 3 500 yenów/miesiąc, zależnie od pory roku. W zimę brałam gorącą kąpiel niemal codziennie. A wodę miałam podgrzewaną gazowo.

Za elektryczność płaciłam około 2 500 yenów/miesiąc. W lato bywało trochę więcej, bo używałam klimatyzację. Mimo wszystko, niewiele ona dawała, więc starałam się wychodzić w ciągu dnia i wracać wieczorami. W moim mieszkaniu było wyjątkowo gorąco...


Okrągłe pieczątki, podobnie jak u Nas, to potwierdzenie zapłaty.
Gaz i elektryczność mogłam płacić w konbini, natomiast za wodę musiałam płacić w banku.


③ Ubezpieczenie zdrowotne: 4 000 jenów/miesiąc
Każda osoba, która jest zatrudniona w niepełnym wymiarze godzin musi samodzielnie opłacać składki od ubezpieczenia zdrowotnego. Z urzędy miasta przesyłane są specjalne książeczki, z którymi należy się udać do dowolnego kobini lub banku. Tam opłaca się miesięczną składkę i otrzymuje stempelek w książce dla potwierdzenia.
⚑ Opłacanie ubezpieczenia zdrowotnego jest obowiązkowe i dzięki temu, idąc do lekarza płacimy 30% ceny wizyty. Leki są pełnopłatne.
⚑⚑ Na początku myślałam, że nie skorzystam z tego ubezpieczenia (przywiozłam sobie dużo leków z Polski). Bardzo się myliłam, bo w okolicach czerwca i sierpnia pokazała się alergia i bez leków się nie obeszło. 

④ Transport w Japonii jest bardzo drogi. Myślę, że przede wszystkim jest to spowodowane tym, że nie ma czegoś takiego jak bilet miesięczny. Owszem są karty typu SUICA, które można załadować o dowolną kwotę. Przechodząc przez bramki należność jest ściągana z karty. Jest to więc jedynie wygodniejsze, nie bardzo pozwala na oszczędność. Słyszałam, że w niektórych miastach, tj. Tokio, użycie takich kart sprawia, że bilet jest o kilka jenów tańszy, jednak jest to niewielka zniżka. 
Są bilet ulgowe, w wysokości 50% biletu normalnego.

⚑W japońskich pociągach, a także w metrze, nie ma konduktorów, nikt nie sprawdza biletów (może tylko Panowie przy bramkach). Nikt jednak nie myśli o jeździe na gapę. Znajomy Japończyk odpowiedział mi na to bardzo prosto, a zarazem zawarł wszystko co trzeba w jednym zdaniu:
"Skoro korzystam to dlaczego mam nie płacić?"Jeśli ktoś nie chce płacić, nie wsiada do pociągu. Jest to dla nich oczywiste. Nie kupienie biletu to zwyczajna kradzież.

⑤ Internet
Obecnie dostępny jest, m.in. na lotniskach internet na kartę (typu pre-paid). Ja miałam przenośny modem z nielimitowanym internetem za 4 000 jenów/miesiąc. Była to jednak umowa na dwa lata, z warunkami promocyjnymi. Mój chłopak zdecydował się na zakup tego internetu i zerwaniu umowy po roku, ponieważ dzięki promocji (zwrot 25% miesięcznych opłat po roku użytkowania) kara za przedterminowe rozwiązanie umowy wyniosła 0 jenów dopłaty. Nie polecam nikomu takich kombinacji, będąc samej na pewno bym się ich nie podjęła.
⑥ Abonament komórkowy
W Japonii telefon komórkowy jest absolutnie niezbędny. Pytają o niego przy niemal każdej nadarzającej się okazji: zameldowanie, wynajęcie mieszkania, wymiana waluty, umówienie rozmowy o pracę, założenie karty lojalnościowej w supermarkecie. W Polsce też oczywiście o to pytają, jednak w Japonii bez numeru telefonu komórkowego nie da się wykonać powyższych czynności. Nie interesuje ich numer stacjonarny albo inne formy kontaktu. Jedynie numer telefonu komórkowego umożliwia podpisanie jakiegokolwiek kontraktu. Ciekawym jest, że numeru komórkowego używałam zdecydowanie częściej niż japońskiego PESELu, czyli マイナンバー (z ang. my number) do weryfikacji. Tego drugiego nie użyłam ani razu, będąc szczerą. Japończycy mają podobno odejść od swojego numeru PESEL, zanim tak naprawdę się rozprzestrzenił i przyswoił.
Ja miałam numer telefonu prepaid (czyli nasz numer na kartę) założony w SoftBank (oprócz tego jest jest AU i Docomo). Za kartę zapłaciłam 2 000 jenów i od razu musiałam wpłacić 3 000 jenów na konto. Nie trudno się domyślić, że jako obcokrajowiec nie wykorzystywałam tej kwoty w całości. Wpłacałam więc co miesiąc 3 000 jenów przez pierwsze pół roku mojego pobytu, a później telefon służył mi już tylko do odbierania połączeń i weryfikacji.
Prepaid w SoftBanku jest ważny przez pół roku od ostatniego doładowania. A z doładowania za 3 000 jenów można korzystać przez miesiąc.

Poza tym, zdecydowana większość Japończyków ma w smartphonie internet i korzystają z azjatyckiego komunikatora LINE, z którego wysyła się wiadomości i dzwoni za darmo.


⑦ ⛾Zakupy
Pisałam o nich szczegółowo w artykule "Zakupy w Japonii - ceny, ciekawe produkty" i zachęcam do przeczytania.
Radzę osobiście omijać konbini. Nawet, jeśli chodzi o małe napoje, czy słodkości. Warto poszukać w okolicy swojego mieszkania/pracy supermarketu i sklepu chemicznego 薬局 (やっきょく yakkyoku). Większość z osób czytających ten artykuł, będzie pracować dorywczo albo będzie oszczędzało każdego jena na podróże. Polecam więc trzymać się zasady, że każde 10 jenów na jednym produkcie robi różnicę. Oczywiście nie należy przesadzać ze zbytnim oszczędzaniem (pamiętajcie by w lato bardzo dużo pić!), ale warto również pamiętać, że w Japonii są tylko jeny, nie ma groszy i złotych. Nie czuje się tak (a na pewno na początku) różnicy w zapłaceniu za małą colę 130 jenów, a 110 jenów. Jednak w skali miesiąca robi to ogromną różnicę. Ja tę różnicę przekładałam później na podręczniki, które kupowałam z odłożonych pieniędzy.


⑧ ⛾Zakupy na start
Są bardzo uciążliwe dla portfela, w moim przypadku zamknęłam się w 20 000 yenów (zaznaczam, że nie jestem typem backpackers, lubię "czuć się jak w domu"). W tym wypadku warto pamiętam o 百均 (ひゃっきん hyakkin), czyli sklepach stujenowych, bardzo popularnych wśród turystów. Mają swoich zwolenników i przeciwników, ja należę do zwolenników. Za niewielką cenę (100 jenów, w wyjątkowych sytuacjach 200 - 500 jenów) można kupić naprawdę dobre rzeczy. Dobre jak na 4 złote. Co kupiłam? Miseczki do ryżu, pałeczki, sztućce, talerze, wałek, ubijaczkę do jajek, noże, pojemniki na żywność, długopisy, zeszyty, chusteczki higieniczne, pojemniki na kosmetyki do bagażu podręcznego, klipsy i sznurek do prania, etc. Jednymi słowy rzeczy, których potrzebowałam do codziennego życia, a których nie zamierzałam zabierać ze sobą do Polski. 99% zakupionych w stujenówce produktów przetrwało cały rok intensywnego użytkowania. 
Jeśli chodzi o jakość rzeczy, najlepiej kupować w Seria i Daiso. Dużo przedmiotów sprzedawanych jest we wszystkich sklepach stujenowych, ale niektóre dedykowane są dla konkretnej firmie.
Chcąc kupić coś niepowtarzalnego, warto udać się do Lemon albo Orange. Mają one wiele artykułów papierniczych z tradycyjnym japońskim wzorem, albo "w japońskim stylu".
Jestem również zdania, że rzeczy ze stujenowych sklepów nadają się na drobne upominki. Śliczny papier listowy, koperty, naklejki czy papier do origami. Wszystko to z japońskimi wzorami.
https://matome.naver.jp/odai/2148601317420587201

⚑Do 100 jenów należy doliczyć 8% podatku. W Japonii na wszystkich półkach sklepowych widnieje ceny z i bez podatków.
⚑⚑ Dużo Japończyków ma "syndrom zbieracza". Warto więc zaprzyjaźnić się z kimś/odświeżyć stary kontakt i poprosić o pomoc. Wiele rodzin ma schowane gdzieś po szafkach, np. parowar do ryżu, garnki, patelnie, pałeczki, talerze albo czajniki. Japończycy są pomocnym narodem, myślę, że zdecydowana większość z nich będzie szczęśliwa mogąc pomóc w tak "łatwy sposób" (pomoc długofalowa jest dla Japończyków kłopotliwa, pożyczenie czegoś należy raczej do łatwych).
Grzecznie jest też przywieźć im jakiś upominek za taką pomoc.

⑨ ⛾Wycieczki
Warto planować z dużym wyprzedzeniem, a przede wszystkim poprosić o pomoc znajomych Japończyków. Rozsądnie jest omijać japońskie święta, np. お盆 (おぼん)obon (japońskie święto zmarłych) albo okolice nowego roku: łatwiej o rezerwacje miejsc i biletów, oraz dobre ceny. 
Wybierając się na Hokkaido na cztery dni na Festiwal Śniegu w Sapporo 札幌ゆき祭り (さっぽろゆきまつり) zaplanowałam wszystko cztery miesiące wcześniej. Leciałam samolotem w dwie strony, miałam hotel blisko centrum, z onsenem i pysznym szwedzkim stołem na śniadanie, zwiedziłam wszystko, co miasto miało do zaoferowania, korzystałam z komunikacji miejskiej, kupowałam pamiątki, spędzałam przedpołudnia w kawiarniach, kupiłam prezenty, zjadłam to z czego słynie Sapporo i zapłaciłam w sumie 50 000 jenów.

⚑Na dalekie wycieczki (ale nie na Hokkaido!) warto zainteresować się autobusami rejsowymi i nocnymi. Dla porównania:
Shizuoka - Kioto
Shinkansen 11 000 yenów (w jedną stronę)
Autobus nocny 3 500 yenów (w jedną stronę)

⑩ ⛾"Zachcianki" 
Podczas mojego pobytu w Japonii nie żałowałam pieniędzy na nic, co widziałam po raz pierwszy w życiu. Kupowałam napoje o dziwnych smakach, tylko po to by ich spróbować. Często oddawałam ledwo uszczknięty słodycz swojemu lubemu. Niektóre rzeczy mi nie smakowały, ale nigdy się nie zrażałam - chciałam skosztować wszystkiego, zanim wrócę do Polski.
Wchodziłam do każdego możliwego muzeum. Szczególnie dużo było tego w Kioto. 
Chodziłam do restauracji, kupowałam podręczniki i jeździłam na wycieczki do dawnych znajomych (do innej prefektury). Niewiele musiałam sobie odmawiać i poświęcałam na to około 20 000 jenów/miesiąc.


⚔ PRACA ⚔
Przez pierwsze cztery miesiące pracowałam w kawiarni i izakaya (japońska restauracja z alkoholem, w pewnym stopniu bar; zapraszam do mojego artykułu "Praca w izakaya").
Od lipca do stycznia pracowałam na pełen etat w urzędzie miasta, a także w kawiarni i w izakaya weekendowo. Wynikało to może nie tyle w potrzeb finansowych, a raczej z tego, że zaprzyjaźniłam się z moimi pracodawcami i ciężko było mi odmówić im w potrzebie.
W Japonii nie ma minimalnej stawki krajowej, tylko minimalna stawka prefekturalna. W Shizuoce, w której mieszkałam minimalna stawka godzinowa wynosiła 750 jenów.

❖W kawiarni pracowałam około 5 razy w miesiącu, po 3 godziny za 820 jenów (na początku 800 jenów) za godzinę. W skali miesiąca dawało mi to około 12 000 jenów. A zwykle mniej, ponieważ jeździłam na festiwale i pobierałam w weekend naukę gry na koto. Nie mogłam więc pracować w każdy weekend.
❖W izakaya pracowałam około 5 razy w miesiącu, po 4 godziny za 950 jenów (na początku 850 jenów). Zarabiałam miesięcznie około 19 000 jenów.
Wysoka stawka dyktowana była olbrzymim ruchem i bardzo ciężką pracą. Jako członek zespołu, który dołączył niedawno zarabiałam najmniej ze wszystkich. Z tego co się dowiedziałam w usługach, w pracach dorywczych co roku stawka godzinowa była podnoszona. A więc lojalność bardzo się opłacała. 
❖W urzędzie miasta pracowałam 5 dni w tygodniu, po 7,5 godziny dziennie. Stawka godzinowa wynosiła 750 jenów. 
Dostawałam również dodatek do transportu w wysokości 7 500 jenów, który pokrywał zaledwie 1/3 kosztów dojazdu.
Po odliczeniu wszystkich składek, które musiałam zapłacić (również ubezpieczenie pracownicze), zarabiałam około 110 000 jenów/miesiąc.
Japońscy znajomi uznawali te zarobki za karygodnie niskie. Przeciętne wynagrodzenie w Shizuoce waha się w granicach 170 000 - 220 000 jenów.

W tle urząd miasta Yoshida, w którym pracowałam. Jednym z moich zadań było jeżdżenie na rowerze po mieście, zbieranie informacji i robienie zdjęć ciekawych miejsc, by później pisać o nich artykuły. Bardzo lubiłam tę pracę, dlatego zgodziłam się na tak niskie wynagrodzenie.

⚑ Chociaż pracowałam w pełnym wymiarze czasu, nie miałam kontraktu podobnego do umowy o pracę, a więc nie byłam pełnoprawnym pracownikiem wydziału. Jednocześnie musiałam odprowadzać składki emerytalne.

W sumie zarabiałam miesięcznie 140 000 jenów, pracując naprawdę dużo. Nie radziłabym nikomu zgadzać się na podobne warunki, jednakże... Moja praca w urzędzie miasta polegała na spotykaniu Japończyków o różnych pasjach i pisanie o nich artykułów. Poznałam twórcę latawców, znakomitego kaligrafistę (w rok mojego powrotu przyjechał do Polski na festiwal Matsuri w Warszawie), pianistę, jogini, strażaków, pracowników urzędy miasta, rybaków, hodowców węgorzy, mnicha buddyjskiego, kręcono o mnie program telewizyjny, a przede wszystkim zdobyłam wspaniałych przyjaciół! I przecież po to właśnie pojechałam do Japonii - by poznawać kulturę, zwyczaje i uczyć się języka. I mogę śmiało powiedzieć, że ten plan zrealizowałam w 100%!

♫Podsumowanie
W Japonii jest drogo, ale jeśli zarabia się w jenach różnica jest dużo mniej odczuwalna. Nawet ja przy moich niskich zarobkach mogłam cieszyć się urokami małego miasta, bawić się na festiwalach i podróżować.
Moje mieszkanie było bardzo ładne i bardzo funkcjonalne, ale da się wynająć swoje cztery kąty z niższym czynszem i wliczonym w nim opłatę za wodę oraz internet.
Osobiście odradzam pracę, która nie przyniesie co najmniej 140 000 jenów/miesiąc. Pieniądze nie są najważniejsze, ale trzeba pamiętać, że mimo wszystko jesteśmy zdani na siebie w Japonii, którą chcemy się cieszyć, zwiedzać i poznawać. Pracując minimalnie, a więc i zarabiając minimalnie nie będziemy mogli pozwolić sobie na oddychanie pełną piersią.